czwartek, 25 lipca 2013

Rozdział 8.

Para wjechała na podjazd domu Lynch'ów. Oboje wysiedli z samochodu i podążyli śladem ścieszki prowadzącej do drzwi frontowych domu. Weszli do środka i nic nie słyszeli. 'Na szczęście niema reszty' - pomyślał Ross.
- Rozgość się, jak chcesz się czegoś napić, kuchnia jest do twojej dyspozycji, ja idę się spakować. - jak powiedział tak poszedł na górę, a Sam przysiadła na kanapie w salonie i zadzwoniła do Miley.
** rozmowa telefoniczna **
- Cześć Miley, gdzie jesteście?
- Nie wiem, ale jedziemy autostradą, a wy?
- My jeszcze jesteśmy w domu Ross'a, właśnie się pakuje. Ja kończę, Ross mnie woła. To paa...
- Paa...
W czasie, gdy Sam rozmawiała przez telefon, Ross wziął prysznic i przebrał się w wygodniejsze rzeczy, następnie wyjął walizkę i wpakował do środka wszystkie rzeczy, które wydawały mu się potrzebne. Walizka była duża, jednak chłopak nie mógł jej zapiąć.
- SAM! CHODŹ NA CHWILĘ, POMÓŻ MI! - zawołał, a dziewczyna posłusznie przyszła do sypialni chłopaka.
- O co chodzi i czemu się tak drzesz?! Przecież byłam na dole...
- Dobra, dobra. Przestań mówić i mi pomóż! - mówił niezbyt miłym głosem.
- Co proszę? Może trochę grzeczniej?! Kim ja dla ciebie jestem?!
- Oj przepraszam, nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało... To pomożesz mi?
- W czym?
- Usiadłabyś na walizce, nie mogę jej zapiąć...
- A coś ty tam wpakował? Nieeee. Po co ci tyle full cap'ów?
- Każda jest na inną okazję! Popatrz, ta jest na poranne wyjścia, ta na wypady na miasto w południe, ta do jazdy w samochodzie, ta na trasy koncertowe autokarem, ta jest na nocne wypady do parku, ta na gale, ta jak jadę do rodziców, tą zakładam do chodzenia po domu, ta jest na plażę, ta do koszuli, ta do kina, o, ta jest na imprezę do klubu, ta na domówki jak do kogoś idę, ta jak robimy domówkę u mnie... - po kolei wymieniał i pokazywał.
- Dobra, dobra, STOP! Ross, ja cię nie rozumiem. Nie możesz wziąć jednej?
- Zobacz, dla mnie full cap'y są jak dla ciebie buty, każdy jest na inną okazję, w inne miejsce. A jakbym się teraz ciebie zapytał, po co ci tyle par butów?
- Oooo, przestań, nie mieszaj w to moich butów. To jest zupełnie inna sprawa!
- Skarbie, mylisz się. To jest to samo. A teraz proszę cie, usiądź na mojej walizce!
- Okej, Okej... - szatynka westchnęła i usiadła na walizce. Nic nie pomogło.
- Emm, nie idzie, może trochę po niej poskaczesz? - poskakała. Nadal nic. - Eee... to ja nie wiem już co zrobić. - spojrzał na półkę z płytami gier. Ściągnął wszystkie, a było ich sporo, więc były ciężkie. - Masz, trzymaj to i dalej skacz. - skakała, dalej nic. Chłopak wpadł na pomysł. - Posuń się, mam plan. - nastolatka posunęła się, blondyn dosiadł się do niej i skakali razem. Jakoś mu się udało, ledwo zapiął. Zajęło im to sporo czasu, ponieważ gdy skończyli, była godzina 14.50. Sam rozsiadła się już wygodnie w samochodzie siedemnastolatka, a chłopak jeszcze na chwilę pobiegł do domu. Poszedł do kuchni i zaczął szukać za butelkami z wodą. Wyjął telefon i wykręcił numer Rydel.
** rozmowa telefoniczna **
- Ross, gdzie ty się podziewałeś?! Miałeś przenocować u Sam, gdzie wczoraj spałeś?!
- Też u Sam. Ja nie o tym. Riker pojechał gdzieś z Miley na trzy dni, a mnie nie z Sam nie będzie 5 dni, jedziemy do... nie, nie powiem.
- Okej, okej, bawcie się dobrze.
- To nara...
- Paa...
Chłopak specjalnie zadzwonił do siostry, ponieważ gdyby zadzwonił do Rocky'ego czy Ell'a, od razu gadaliby coś głupiego, nie chciał sprawdzać co. Blondyn chciał się skupić na drodze, ponieważ chciał zaimponować ojcu Sam, chciał mu udowodnić, że nie jest taki sam ja Lucas. razem z butelkami wody ruszył do samochodu. Wjechali na autostradę, gdy zadzwonił telefon Sam.
** rozmowa telefoniczna **
- Hej Miley, jesteście już?
- Nie, musicie szybko przyjechać do szpitala w Miami na Wonder Street, mieliśmy wypadek. Błagam, przyjedźcie jak najszybciej!
- Miley, ale co się stało, Miley, MILEY! - blondynka rozłączyła się.
Ross zaczął się patrzeć na Sam z niepokojem.
- Co się stało?
- Ross... Riker i Miley mieli wypadek... - wydukała, na co chłopakowi serce stanęło.
- Co? Ale jak to wypadek?
- Nie wiem, zawieźli ich do Miami, jedź do szpitala na Wonder Street. - chwilę później zjechali zjazdem i czym prędzej ruszyli w stronę szpitala. Droga była krótka, bo z miejsca, w którym byli na autostradzie, szpital był niedaleko. Wjechali na parking szpitala i pobiegli do rejestracji.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - zapytała kobieta.
- Mój brat z dziewczyną mieli wypadek, przed chwilą ich przywieźli...
- Imiona i nazwiska?
- Riker Lynch i Miley Blue.
- Tak, są tutaj, proszę za mną. - kobieta wyszła zza lady i prowadziła parę w stronę szklanych, mrożonych drzwi. Przeszli przez korytarz i doszli do sali, gdzie byli.
- Cześć, dobrze, że jesteście. Mi tam nic nie jest, ale z Riker'em trochę gorzej... - w tej samej chwili Riker obudził się.
- H... H... Hej... - wyjąkał. - Co... tam... - ledwo mówił. Miał siniaki na twarzy i rękach, wszędzie zadrapany, na nosie był ślad, po lecącej krwi.
- Matko święta, jak to się stało? - Sam rzuciła się na szyję starszemu bratu Ross'a.
- Byliśmy na autostradzie i przed nami jechało jeszcze kilka samochodów i na samym przodzie jechała ciężarówka z pniami drzewa. W pewnym momencie lina pękła i pnie spadły na jadące tuż za ciężarówką samochody. Na nas drzewo nie spadło, ale Riker nie zdążył wyhamować, i zdeżyliśmy się z innym samochodem, a po chwili przyjechała straż pożarna, karetki i policja i nas zabrali... – opowiadała Miley.
- Najważniejsze jest to, że wszyscy żyją. - powiedział Ross. - A skoro zmieniły się nam wszystkim plany, to trochę tu posiedzimy...
- Zaraz, zaraz. Przecież to my tu jesteśmy uziemieni, a nie wy. Więc wy możecie jechać, a my pojedziemy, jak oboje dojdziemy do siebie. No więc bawcie się dobrze. – powiedziała Miley.
- Nie, nie zostawimy was tak. – mówił Ross.
- Bracie, jeśli nie pojedziecie, to tylko będzie moja wina, i będę miał wyrzuty sumienia, a wiesz, jaki jestem wtedy nieznośny? Macie na czas wyjazdu się dobrze bawić, jasne?
- Ale... Ale jesteście pewni? - mruknęła Sam.
- Tak, spokojnie, pewni. - potwierdził Riker.
- Na pewno? - poszkodowani skinęli głową. - No skoro chcecie... - Ross i Sam wyszli razem z sali. Mijali się z zapłakaną i biegnącą Rydel. W tyle szli Ell i Rocky. Ross na chwilę wrócił się na salę nastolatków, a Sam poszła do samochodu.
- Zapomniałem o czymś... Spokojnie brat, do WESELA się zagoi. - nacisnął na owe słowo, uśmiechając się do brata.
- Idź już, bo ci jakiś chłopak dziewczynę poderwie, a widziałem takich lalusiów, co się za dziewczynami oglądali... - krzyknął Riker, na co Ross zerwał się jak poparzony i pobiegł do samochodu, gdzie siedziała Sam. Wsiadł do samochodu i odjechali w tym samym kierunku, co wcześniej. Sam siedziała cicho wpatrzona w szybę samochodu, a na liczniku samochodu siedemnastolatka wskazówka dochodziła do 140km/h, gdy zobaczył dwa stłuczone auta i radiowóz policji. Od razu zwolnił do 100km/h. Chwilę później Sam poprosiła, żeby Ross zatrzymał się na stacji benzynowej, co też uczynił.
- Chcesz coś? - zapytała, wysiadając z samochodu.
- Dużą kawę. To ty idź, ja zatankuję. - szesnastolatka wyszła z samochodu, a chłopak zatankował do pełna i pobiegł do stojącej przy kasie Sam.
- Sam, idź do samochodu, ja jeszcze zapłacę. - poprosił, a Sam posłusznie poszła do samochodu, a blondyn wziął pięć puszek Red Bull'a i ruszył do kasy.
- Który numer dystrybutora? - odezwała się kobieta stojąca za kasą.
- Trójka.
- Razem z puszkami to będzie 530 dolarów. - chłopak wręczył kobiecie pieniądze i wrócił do samochodu. Chwilę później para była już w dalszej drodze.
- To teraz mi powiesz, gdzie jedziemy? - zaczęła zaciekawiona Sam.
- Spokojnie, dowiesz się na miejscu. przed nami dłuuuuga droga. - powiedział zwycięsko.
- Ehh... - mówiła zrezygnowana. - No to powiedz mi chociaż, gdzie Riker chciał zabrać Miley?
- Nie mam bladego pojęcia. - wzruszył ramionami.
- Ross, nie kłam, tylko powiedz! - rozkazała.
- No mówię, nie mam pojęcia! - podniósł głos, ale z umiarem. - Na prawdę! Dowiedziałem się tego dzisiaj rano, tak jak ty. A ja wymyśliłem to w nocy. Nasz wyjazd nie ma nic wspólnego z ich wyjazdem. To zwykły przypadek. Nie wierzysz?
- Wierzę, przepraszam.To skoro mi nie powiesz, gdzie mnie zabierasz, to chociaż powiedz, jak długo będziemy jechać? - ponownie wypytywała.
- Mniej więcej do jutrzejszego popołudnia. - zapowiedział.
- Wytrzymasz tak 24 godziny bez snu za kierownicą? - zapytała.
- Buła z masłem, od czego się ma napoje energetyczne. A jak to nie pomoże, to to prześpię się pół godziny na parkingu. - dalej jechali w ciszy, gdy w radiu usłyszeli piosenkę „I Want You Bad”. Blondyn zaczął śpiewać i co chwilę spoglądając na uśmiechającą się do niego Sam.
- ... 'Cause you've flipped my whole world on, like a light swith'...
... 'You rock my world'...
... 'In my crazy mind, I'm with you all the time'...
... Oh girl, I want you bad!...
- te fragmenty śpiewał patrząc na Sam, bez względu na to, czy się powtarzały. Gdy się pojawiały, śpiewał je Sam. Piosenka skończyła się i dalej jechali w zupełnej ciszy 4 godziny, aż do 23.30. Sam spała już od 45 minut, a chłopak nadal nie czuł się śpiący. Senność dopadła go dopiero o 1.45, więc otworzył puszkę napoju zakupionego na stacji benzynowej. O 3.00 chłopak znów zaczął zasypiać, więc zjechał na najbliższy parking i ustawił budzik tak, żeby zadzwonił za pół godziny, jednak nie chciał obudzić Sam, więc ustawił na wibracje i w mgnieniu oka zasnął. W trakcie spoczynku poczuł, jak jego telefon wibruje w ręce. Westchnął i zapalił silnik, po czym odjechał. Autostrada była pusta, więc nastolatek nie bał się, że coś się stanie, więc ponownie jechał 140km/h.
Następny dzień, 6 lipca 2013
O godzinie 7.00 obudziła się Sam.
- Heeej, jak tam noc? - chłopak westchnął i popatrzał sarkastycznie na Sam, która doskonale zrozumiała przekaz.
- Głodna?
- Nieee... Trochę... Bardzo... - mruknęła z przerwą między słowami, na co chłopak uśmiechnął się i zjechał na pobliską stację bistro. Para wysiadła. Oboje zadecydowali, że najpierw się przebiorą w czyste rzeczy, a potem dopiero pójdą na śniadanie. Przebrany Ross poszedł do samochodu i czekał na Sam, która chwilę później przyszła również ubrana w świeże ciuchy. Chłopaka zastała opartego o drzwi bagażnika. Gotowi ruszyli do restauracji. Oboje zamówili sobie śniadanie, po czym Sam wyciągnęła z torebki portfel, w celu zapłacenia. Gdy Ross zobaczył, co robi dziewczyna, automatycznie przypomniał sobie zajście w pizzerii. Natychmiastowo zaprotestował.
- Nie, zostaw. Ja zapłacę. - powiedział. Sam się trochę zdziwiła, lecz schowała portfel z powrotem. Wzięli wybrane kanapki i ruszyli w stronę wolnego stolika i rozpoczęli posiłek.
- Mam nadzieję, że się nie gniewasz, że dzisiaj masz trochę mniejsze i skromniejsze śniadanie licząc, jakie zrobiłaś ostatnio. - dziewczyna zaśmiała się.
- Ross, ja nie jem takiego wielkiego śniadania, jak ostatnio, nie wiedziałam po prostu, co jecie, więc zrobiłam wszystko. Tyle. Gdy dojedli śniadanie, poszli do samochodu. Dalej jechali w ciszy, a w radiu nic fajnego nie grali, więc Sam postanowiła włączyć swoją ulubioną playlistę. Oczywiście były to piosenki R5.
- Lubisz naszą muzykę? - rozpromienił się Ross.
- Taaak, jesteście moi/mi ulubionymi wykonawcami. Mam nadzieję, że to ci nie przeszkadza, co?
- Nie, skąd ci to do głowy przyszło? - mówił przez śmiech. - To miłe, że to doceniasz. - ucieszył się.
- Heh, to dobrze, bo nie potrafiłabym rozstać się ze słuchaniem waszej muzyki.
- Przestań, to bez znaczenia. Nawet jakbyś nie znosiła naszej muzyki, to by nic nie zmieniło. - dziewczyna ciepło uśmiechnęła się do chłopaka, a potem zaczęła głęboko myśleć.
- Nad czym tak główkujesz? - zapytał blondyn.
- A nad tym, jak dużo może zrobić pierwsze wrażenie na kimś innym.
- Czyli? Mój mózg mało co teraz rozumie, wiesz, spałem tylko pół godziny...
- Myślałam nad tym, że jakbym zaczęła wariować, kiedy cię pierwszy raz zobaczyłam, uznałbyś mnie pewnie za kogoś, kto ma nie równo pod sufitem, a wtedy byś się ze mną na bank nie umówił, a wtedy nie było mnie tutaj z tobą.
- Ajjj, przestań. Wymyślasz jakieś najczarniejsze scenariusze. Ja o tym nie myślę. Myślę, co jest teraz. - zapewnił. Dalej jechali w zupełnej ciszy, wsłuchując się w muzykę dochodzącą z telefonu Sam. Pierwsza połowa podróży zakończyła się, więc para wysiadła z samochodu. Ross przy wyciąganiu walizek dyskretnie włożył podarunek dla Sam do swojej walizki i ruszyli na lotnisko w New York'u. Czekali 15 minut, kiedy odbyła się odprawa. Bez problemu przeszli przez bramki, zdali paszport i poszli zdać bilet, a potem weszli do samolotu.
- Proszę zapiąć pasy, startujemy. Życzymy miłego lotu. - powiedział głos dochodzący z głośników.
- To... ile mam ci oddać za bilet? - zaczęła Sam.
- Nie musisz nic oddawać, były dwa bilety w cenie jednego, to samo z powrotem, ale promocja była tylko w New York'u, więc wylatujemy stąd.
Po za tym dla ciebie zrobiłbym wszystko, aby tobie było dobrze. Cieszysz się?
- Cieszę, ale nie chcę, żebyś cały czas za mnie płacił. Nie chcę być na twoim utrzymaniu. Kiedy za mnie płacisz, czuję się trochę skrępowana, a to nie jest fajne. Moi rodzice mają pieniądze, spokojnie, wzięłam ich dużo.
- Ehhh, ale ja lubię płacić za ciebie, bo wiem, że jesteś wtedy szczęśliwa, a ja też jestem zadowolony. Pieniądze, to tylko pieniądze. Nie są najważniejsze w życiu.
- Rozumiem, tylko nie płać za mnie cały czas, bo ja też mam pieniądze.
- Okej, jak chcesz. - powiedział zasłaniając okno samolotu, przy którym siedziała Sam.
- Dlaczego zasłaniasz? - zapytała.
- Bo chcę, żebyś powiedziała, gdzie jesteśmy, kiedy już będziemy na ziemi, okej?
- Okej. - zgodziła się. Pozostałe 1,5 godziny lecieli w ciszy, aż do końca.
- Proszę zapiąć pasy. Zaraz będziemy lądować. Witamy w... - na ostatnie słowo pilota siedemnastolatek zakrył Sam uszy, tak, by nie usłyszała, gdzie są. Wyszli z naszych miejsc i udali się w stronę wyjścia z samolotu. Odebrali walizki. Ross poszedł wypożyczyć samochód i włożył do bagażnika, po czym wsiedliśmy do samochodu. Podróż do hotelu minęła szybko. Para wysiadła z samochodu i ruszyli do hotelu. Chłopak kazał Sam włożyć słuchawki na uszy, ażeby nie słyszała, gdzie są. Ross odebrał kartę do pokoju i ruszyli do wyznaczonego pokoju. Pokój, a raczej apartament okazał się ogromny. Sam zaczęła od salonu. Wielka kanapa, dwa miękkie fotele, wielki, plazmowy telewizor, kilka półek wypełnionych płytami filmów. Następnie poszli na taras. Leżaki, stolik i krzesła. Potem kuchnia, która przypominała wyglądem mini-bar. Mnóstwo jedzenia i picia. Później nadeszła kolej na łazienkę. Wielka wanna, prysznic z hydromasażem, spora umywalka, pralka i ogromne lustro. Potem pobiegli do sypialni. Tam ich zamurowało. Dwie wielki szafy i... łóżko. Tylko był jeden problem. Było dwuosobowe. Ross dopiero teraz popatrzał na ulotkę apartamentu.
- Eee... nie przyglądałem się tej ofercie za bardzo... To apartament... małżeński... - powiedział, patrząc na Sam i robiąc 'brewki'. - Nie, no. Żartuję, prześpię się na kanapie.
- O, nie. Chyba ni myślisz, że ci pozwolę spać na kanapie, w życiu!
- Ale, jesteś tego pewna?
- Tak, spokojnie.
- Ale mogę załatwić, żeby je wymienili...
- Ross, nie przeszkadza mi to, rozumiesz? Może zostać. A teraz co innego, chcę zobaczyć, gdzie jestem!
- Okej, to chodź. - zamknęli apartament i ruszyli na miasto. Droga była krótka. Gdy Sam zobaczyła, gdzie jest, wzruszyła się.
- Ross... ja... ja nie wiem, co powiedzieć...
Jest i 8 rozdział. Znowu przepraszam, że nie dodałam rozdziału wczoraj, ale nie miałam za dużo czasu, ale dodaję dzisiaj. Mam nadzieję, że się podoba i liczę na DUŻO SZCZERYCH KOMENTARZY. Błagam, nie ignorujcie mnie. Ja tylko proszę o te komentarze, a nie o coś większego, one mnie na prawdę motywują do dalszego pisania. Dlaczego mnie ignorujecie? Przecież z anonima też można komentować, a mało, kto komentuje. Ja z każdego komentarza się cieszę, więc błagam, napiszcie, co myślicie o każdym rozdziale, proszę, będę bardzo wdzięczna, mam nadzieję, że weźmiecie sobie to do serca...
A tu piosenka ;)

7 komentarzy:

  1. Siema , to ja , już wcześniej czytałam ten rozdział , jest extra , tylko na tablecie trudno mi dać koma , i nie miałam czasu , jak zawsze , ale bd komentować :)) czekam na kolejny ! Szybko masz pisać :D <33 ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. spoko, rozumkam ;) postaram się go dodać na czas <3 nie musisz pisać, że to ty, wyświetla mi się nazwa, wiem, że to ty ;)

      Usuń
  2. Rozdział świetny jak zawsze ^.^ Ciekawa jestem gdzie ją zabrał Ross!!
    Niecierpliwie czekam na następny =)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. buahaha specjalnie w tym momencie urwałam, ale spokojnie, w swoim czasie się dowiesz ;)

      Usuń
  3. Suuper rozdział i trochę długi, ;)
    Już nie mogę się doczekać następnego i gdzie Ross ją zabrał?
    <3 Zapraszam do siebie dodałam rozdział ;)
    http://thatsummerwemet.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Długi; fiem, taki miał być, takie przeprosiny ;)
      A dowiesz się, gdzie ją zabrał, wszystko w swoim czasie ;)
      do linka; nie musisz pisać, spokojnie, czytam każdy twój rozdział, zobacz na gadżet Polecam !!! jest tam twój blog(obserwuję go) ;)

      Usuń
    2. wiem,że czytasz mój blog i jestem ci za to wdzięczna, ale zapraszam też innych czytelników ;)
      <3

      Usuń

Bardzo dziękuję za Twój komentarz :) Taka zasada: Czytasz- komentujesz! Dziękuję ;*