niedziela, 25 sierpnia 2013

Rozdział 13.

** rozmowa telefoniczna **
- No hej Miley, jak tam?
- Rydel! Rydel, błagam powiedz mi, czy Riker jest na coś chory? No nie wiem, ma na coś alergię?! - zaczęła z paniką w głosie.
- Ale o co chodzi?
- No bo jak zobaczył łóżko w apartamencie to stanął jak wryty i nie mówi, nie reaguje i nagle zaczęły mu wypływać łzy, Rydel, ja nie wiem co robić!
- Emm... A łóżko było... małżeńskie?
- Tak! Rydel, błagam cię, zrób coś, ja... ja nie wiem co się dzieje!
- Spokojnie, wiem, o co chodzi. Daj mi go. - dziewczyna jak na komendę dała Riker'owi słuchawkę, a raczej trzymała ją przy jego zimnym uchu. Po chwili Rydel zaczęła mówić do brata. - Riker, posłuchaj, spokojnie. Alex to przeszłość, teraz masz Miley, pamiętaj, ona cię kocha, nie zrobi ci tego, Riker, wiem, że dasz radę. Riker, pomyśl o Miley, kochasz ją, widzisz w niej inną osobę, zapomnij o Alex. Riker, słyszysz mnie? - chłopak nagle podniósł wzrok z podłogi.
- Rydel, Rydel, tak ci dziękuję, obudził się, dziękuję.
- Niema za co, jak znowu coś się stanie, dzwoń, to pa.
- Pa.
Nastolatka położyła telefon obok i usiadła blisko Riker'a.
- Riker, powiedz mi proszę, co się z tobą stało? - dziewczyna otarła łzy, przekręciła głowę chłopaka i zaczęła masować jego nogę. Chłopak, gdy spojrzał na nastolatkę, od razu rzucił jej się na szyję, powoli zaczął się przełamywać, zaczął mówić. Nastolatka nie wierzyła w słowa, które mówi jej ukochany. Tej całej historii nie dowierzała, a co dopiero paraliżowi Riker'a. Zapewniła go, iż ona nigdy tak nie zrobi, że nawet sobie tego nie wyobrażała. Kilka minut siedzieli w uścisku. Miley było tak wygodnie, że aż zasnęła w objęciach towarzysza. Chłopak nic innego nie zrobił, tylko ułożył Miley na łóżku i sam położył się koło niej i zaczął rozmyślać, jakie musi mieć szczęście, mając taką dziewczynę, jak Miley. Nic od niego nie oczekuje tylko miłości i zrozumienia. O takiej dziewczynie zawsze marzył. Myślał tak i myślał, aż zasnął.
** w tym samym czasie w Miami **
Po zjedzonym już posiłku Ross wraz z Sam pojechał do domu szatynki, była akurat godzina szczytu, 15.30, więc dojechanie na miejsce zajęło im to troszeczkę dłużej niż zazwyczaj. Nastolatka poszła na górę się wypakować, a za ten czas blondyn rozsiadł się wygodnie na kanapie i włączył telewizję.
„Ostatnio w Paryżu był nastoletni gwiazdor, o którym teraz najczęściej się mówi we wszystkich programach o celebrytach, w czasopismach i na forach plotkarskich - Ross Lynch. Widziano go na wieży Eiffla całującego jakąś dziewczynę. Kim jest ta dziewczyna? Tego dowiemy się już niebawem, czas pokaże.”
- Aha, no to teraz już wszyscy to wiedzą! Nawet w wakacje nie dadzą spokoju! Tak, lepsze jest to, żeby nikt nie dawał nikomu spokoju tylko wszędzie o mnie trąbić 24 godziny na dobę, no pewnie! - wykrzyczał.
- Życie gwiazdy jest chyba denerwujące. - powiedziała Sam, która właśnie zeszła na dół, patrząc na zdjęcie zamieszczone w programie.
- Żebyś wiedziała. Teraz to na 100% nie odpuszczą.
Do wieczora para oglądała film „Saga Zmierzch: Przed Świtem”(„Twilight: Breaking Dawn”). Gdy film się skończył, była 21.00. Postanowili, że przejdą się. Już 10 minut później wyszli z domu. Szli powolnym krokiem w stronę parku.
- Wiesz Ross, fajnie się z tobą spędza czas. Z tobą płynie jakoś tak... szybko.
- No właśnie. Bo wiesz, jest mały problem.
- Jaki, mam się bać?
- Emm.. nie, chyba. Za 3 dni wraca Riker, więc mówiłem ci, że mamy zaplanowany koncert. I kiedy wróci, to nie będę mógł się z tobą widywać, no bo wiesz - próby.
- Okej. Rozumiem. To te kilka dni spędzę z Miley. W końcu nie poświęcałam jej za dużo czasu od naszego spotkania.
- Ale nie gniewasz się? - zapytał z głosem pełnym nadzieji.
- Nie, na prawdę. Rozumiem. To twoja... praca. Raczej powinnam poświęcić Miley więcej czasu. Nie gniewam się.
Jeszcze chwilę spacerowali tak bez celu. Była 21.30. W pewnym momencie blondyn zauważył dziewczynę trzymającą w rękach spory bukiet czerwonych róż. Zostawił na chwilę Sam samą i pobiegł w stronę dziewczyny. Często chodziły po parku i sprzedawały róże.
- Hej. Emm, poproszę 10 róż. - poprosił wyciągając drobne z kieszeni.
- Proszę bardzo, to będzie jeden dolar. - dziewczyna dała mu bukiet róż, a nastolatek dał jej odliczoną kwotę pieniędzy i wrócił do Sam siedzącej na ławce. Kwiaty schował za plecami.
- Gdzieś ty się podziewał? - zapytała lekko oburzonym głosem.
- Mam coś dla ciebie. - wyciągnął bukiet zza pleców. Widział, że dziewczyna rozczuliła się.
- Ojej... To dla mnie?
- Oczywiście. Piękne róże dla pięknej dziewczyny.
- Oj, no już sobie tak nie słodź, bo i tak się wzruszyłam... Chyba zaraz się rozpłaczę. - zaczęła machać sobie ręką przed oczami, żeby nie rozmazać tuszu.
- Wiesz co, chodź, wracajmy już, bo robi się zimno.
Gdy para wróciła do domu, od razu rozpętała się burza.
- A ty zostajesz, czy... - powiedziała wkładając kwiaty do wazonu napełnionego wodą.
- Jeśli ci nie będę przeszkadzać, mogę zostać.
- Ross, nie pleć głupot. Ty mi nigdy nie przeszkadzasz.
- To fajnie, bo głupio byłoby cię zostawić samą w takim dużym domu i jeszcze w dodatku w taką pogodę.
- Miły jesteś. To ja pójdę zrobić coś do jedzenia. - powiedziała, po czym poszła do kuchni.
- Emm, może pomogę? Nudzi mi się trochę. - zaczął chłopak, gdy Sam już chwilę siedziała w kuchni.
- Jak chcesz, to chodź. Przyda mi się pomoc.
Dziewczyna zaczęła robić ciasto na naleśniki, a Ross miał zmiksować maliny. Wszyscy Sam mówili, iż w robieniu naleśników była bezkonkurencyjna. Gdy Ross skończył, oparł się tyłem o blat wyspy opierając ręce o krawędzie. Gdy Sam wreszcie wygrzebała patelnię, odwróciła się w stronę Ross'a. Ten popatrzał na nią tak bardziej... uwodzicielsko i zrobił ‘brewki’. Patrzał na dziewczynę, jakby rozbierał ją wzrokiem.
- Emm, mógłbyś się kawałek przesunąć? Chciała bym usmarzyć to ciasto, a ty mi zasłaniasz płytę. - powiedziała śmiejąc się i wskazując na miskę z lejącą się substancją.
- Oczywiście, proszę pani. - mówił, gdy na rozgrzaną patelnię Sam wlała surowe ciasto. - Wiesz, gdy gotujesz, wyglądasz tak pięknie.
- Niby jak?
- Tak... perfekcyjnie. Wyglądasz, jakbyś była szefem kuchni wszystkich restauracji na Ziemi.
- Ojej, na prawdę? Dziękuję. – zarumieniła się. Gdy skończyła smażyć, Ross podał miskę z musem malinowym. Posmarowała wszystkie naleśniki, a potem złożyła w sposób, w jaki jej mama zawsze to robiła, gdy szykowała kolację dla siebie i męża, Sam oczywiście wszystkiemu się bacznie przyglądała.
- Ross, mógłbyś zanieść to do jadalni? Tylko jeszcze nie jedz, ja zaraz przyjdę.
- Okej, okej. - po tych słowach Ross wziął wielki talerz z naleśnikami i dwa mniejsze, a w tym czasie Sam pobiegła do piwnicy.

Heeeeej! wybaczcie, że nie dodałam rozdziału wczoraj, ale byłam u koleżanki i nie bardzo miałam dostęp do internetu, przepraszam. Mam nadzieję, że Wam się podoba i liczę na to, że każdy chętnie będzie komentował :)
No, a teraz pioseneczka, ciągle mi siedzi w głowie <3


~Pattie

3 komentarze:

  1. Suupeer! <3 ~Even

    OdpowiedzUsuń
  2. Superaśny! Ciekawa jestem po co poszła do piwnicy.... Okaże się! Mam nadzieję, że jak najszybciej =]
    Czekam niecierpliwie na nexta ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział.. Nie mogę się doczekać następnego :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za Twój komentarz :) Taka zasada: Czytasz- komentujesz! Dziękuję ;*